Wednesday 18 August 2010

Endless dream

Wraz z budzącym się słońcem, otworzyłem me oczy o poranku. Otwierałem je chyba najwolniej jak tylko mogłem, by jak najdłużej pozostać w mym niezapomnianym śnie. Nie był to zwykły sen o ludzkich losach, czy o kołyszących się na wietrze kłosach. Był to sen, gdzie śniłem o Tobie. O osobie przy której zasypiałem myślami po okryciu swego ciała najdelikatniejszymi jedwabiami. Widziałem Cię jakby w oddali wędrującą swymi ulubionymi drogami, gdzie spoglądałaś na świat rozgrzany pod słonecznymi promieniami. Wiatr tak jakby bez końca tańczył z Twoimi rozplecionymi włosami. Tańczył i prowadził Cię za rękę gdzieś przed siebie. Dotykałaś polnych kwiatów i przelatujących obok Ciebie ptaków. Cudowny był to widok przy bezchmurnym świcie. Gdy już iść dalej za Tobą nie mogłem, gdy czułem, że mój sen dobiega końca. Odwróciłaś się do mnie i swym błękitnym spojrzeniem, pożegnałaś się ze mną, pozostawiając we mnie kolejne marzenie. Sen dobiegło końca, a ja ciągle marzyłem...