Thursday 28 January 2010



















Wybrałem samtność, by nie zdradzić tej miłości

Wednesday 27 January 2010




Spoglądam w oddali na świat w którym byłem.
Stoję nad brzegiem wody pełnej ciemności. Tak naprawdę wszystko jest koloru cienia mego. Strach który normalnie bym czuł, odszedł w niepamięć. Jestem, kompletnie sam. Tęskniłbym za dotykiem, za oczami, ale już się przyzwyczaiłem. Tylko dlaczego? Czym jest ma samotność na tej obcej planecie, gdy tak naprawdę zawsze byłem sam?. Przecież to nawet nie kara. Dlaczego tak jest, dlaczego tam wysoko, ktoś próbuję mnie zabić ciemnością?! Widzę siebie jako człowieka który walczy z tym, ale ten cień ogarnia mnie krok po kroku.  Nie chce się poddać, ale wiem, że pewnego dnia, nie dam rady, że padnę u stóp władcy ciemności. Przegram, to wiem, jednak w swej świadomości będę wiedział, że walczyłem. Wciąż stoję nad tym pustym brzegiem i spoglądam na skrawek światła który przysłonięty falbaną czyjeś złości oświetla mi serce. Proszę tylko nie zgaśnij, nie pozwól, bym już umarł! Chce jeszcze powalczyć. Coraz mocniej czuje jak bardzo pragnę dotknąć Twego światła docierającego do mnie z oddali.
Nagle usłyszałem, jak gdzieś pomiędzy jednym wzgórzem, a drugim narodził się dźwięk który zabrzmiał mi znajomo. Czy to Ty? Czy to właśnie Ty swym głosem dajesz mi nadzieje?
Biegnę już, chce tam być. Chce zobaczyć miejsce w którym dałaś mi nadzieje, że jesteś.
Nie przystanę, nie zasnę, po prostu będę szedł by dotrzeć tam, za nim ten cień zniszczy wszystko.
Poczekaj na mnie...

Tuesday 12 January 2010


Przemierzam tysiące mil by dotrzeć.
Dotrzeć, ale nie wiem gdzie. Po prostu chce...
Zasłaniam twarz chustą, już nie białą, by obronić się przed burzą zniewieściałą
Kurz unoszący się nad głową nie pozwala mi złapać oddechu.
Staje na chwil parę. Chce się schronić, uciec od grozy szalejącej tak bardzo zuchwale.
Zmęczony, spragniony wręcz wygłodzony szukam miejsca, tego ostatniego.
Nie mogę ! Wykrzykuje z całych sił.
Upadam na kolana, to już koniec.
Nie będzie jutra, ani czystego słońca.
Zamykając oczy widzę spływające łzę.
Spada ona na wysuszoną ziemie.
Marnotrawstwo ?
nie !
Początek nowego życia.
Serce już ustało i tym samym opustoszało me ciało.
Spoglądam na nie w tęsknocie niezapomnianej.
Wrócę do Ciebie,
Wrócę, ale nie teraz.
Będziemy szukać, szukać dalej 
Wieczory są tak cudownie romantyczne, że chyba tylko poranki na tarasie mogą im dorównać. Jednak czym byłby wieczór bez Ciebie, cudownej postaci z noskiem w książkach ? Czym byłby również poranek bez otwierających się Twych pięknych oczek?
Byłby zwykłym dniem, czy nocą bez bijącego serca. Chce zapomnieć o tych chwilach spędzonych w samotności i cieszyć się, że jesteś. Jesteś daleko, ale jakże blisko.
Tylko nam jest dane zrozumieć to uczucie

Thursday 7 January 2010


Spoglądam na piaski pustyni tańczące wraz z wiatrem słońca na horyzoncie.
Stoję na kamieniu, wydającym się częścią innego świata, wśród pustynnych u-złoceń.
Pomyślałby ktoś, że jestem samotny, że nie mam tu nikogo.
A te wszystkie dusze, które tysiące lat temu, przemierzały te skrawki pustyni?
Czy ich nie czujesz? Przecież są, tu obok Ciebie.
Wiatr poderwał me ręce ku górze.
Zamykam oczy, by przyłączyć się do tańca pełnego rozkoszy.
 Czuje, że jestem niesiony przez miejsca pełne uroków.
Miejsca tak bardzo odległe w czasie, które pragnie się miłować na zawsze.
Ciało me, jest pełne nasyconego miłością piasku, który jak za dawnych czasów, sprawia, że jestem szczęśliwy. Te pamiętne czasy, gdzie jeszcze nie wiedziałem, że umrę i pojawię się ponownie.
Jestem nagle w miejscu gdzie nie zwykłem bywać. Pełne ludzi biegających, krzyczących i wysławiających się ponad Olimp.
Dlaczego jestem w takim miejscu? Gdzie ten wiatr co mnie niósł tak swobodnie?
Szukam miejsca spokojnego, by na chwilkę, na kilka sekund, uciec od tego wszystkiego. Uliczki pełne niebezpieczeństwa, pokryte  są piachem stóp zgorzkniałych posągów, które swą wizualizacją, przypominają ludzi stworzonych przez Zeusa.
W oddali widzę fontannę. Przebijam się przez ten tłum niby ludzi, niby zwierząt.
Usiadłem przy wodzie prawie źródlanej i delikatnym ruchem ręki, zamaczam palce, by je ochłodzić.
Nagle płatek kwiatu unoszący się po delikatnie falującej wodzie, dotknął mnie z mocą tegoż wiatru co mnie niósł.
Wysłałaś mi go, Ty siedząca po drugiej stronie.
Onieśmielony powstaje z kolan, by podejść i zobaczyć z bliska.
Jesteś, ale jak to się stało ? przecież te miliony ludzi, tak bardzo chętnych do rozmowy ?
Dlaczego ja?
Wiatr ponownie zawiał i porwał me Ciało z tego miejsca.
Znowu jestem niesiony do jakiegoś miejsca. Jestem niesiony, ale już nie sam.
Przybrani w jedwabne szaty, by słonce pustyni delikatnie pieściło nasze ciała.
Wiatr, ponownie ustał.
Zostaliśmy już tylko my i duchy pustyni gdzieś w oddali